Drugim serialem, który chcę wam
polecić jest kolejna seria historii kokainy w Ameryce Południowej – „Narcos”.
Tym razem historia z Kolumbii przenosi się do Meksyku, a ta część „Narcos”
stanowi oddzielną, niezależną część do pozostałych poprzednich, pokazanych w
kolumbijskich klimatach. W związku z tym
wolę jednak powiedzieć, że „Narcos Mexico” otwiera nowy rozdział w historii
nakrobiznesu w Ameryce Południowej oraz Środkowej. Wydarzenia w tej serii
dzieją się przed zdarzeniami, które znamy z kolumbijskich serii. Schemat jednak
jest ten sam – historia opowiadana przez narratora pokazuje rozwój przemysłu
narkotykowego na przestrzeni kilkunastu lat. Wszystkie wydarzenia oparte są na
faktach, wielu bohaterów pokazanych opowieści żyje – część z nich siedzi w
więzieniu lub ukrywa się przed policją. Dlatego też jeśli nie chcecie sobie psuć
przyjemności z oglądania, nie czytajcie o przedstawionych wydarzeniach na
Wikipedii lub w innym źródle. Realizm przedstawionej historii dodaje jedynie
smaczku całemu serialowi.
W „Narcos: Mexico” akcja dzieje
się powoli, nie ma mocnego uderzenia (strzelaniny wybuchy, egzekucje) od samego
początku jak to było w poprzednich sezonach. Uważam, że nie wszystkim fanom może
się to podobać. Dla mnie wolniejsze tempo na początku nie było minusem. Wręcz
podobało mi się nakreślenie klimatu, problemu oraz przedstawieniu bohaterów jak i ich motywów. Wprowadzenie w
lata 80 – te poprzez muzykę czy stroje było dla mnie bardzo dobre. Tych
czekających na wybuchy i akcję chcę jednak uspokoić, że z odcinka na odcinek
fabuła się zagęszcza, dzieje się coraz więcej, a ostatnie odcinki oglądałam jak
na szpilkach, drżąc o swoich ulubionych bohaterów.
Dla mnie najlepszym punktem
serialu są postacie. Zupełnie inne niż w poprzednich sezonach, ale również fantastycznie
zagrani. Moje serce skradł agent DEA Enrique (Kiki) Camareny zagrana przez Michaela
Peña.
Kiki jest nieustraszoną, niepokorną i odważną postacią, często krocząca
własnymi drogami i ufająca swojej intuicji. Przysparza mu to sporo problemów,
ale dzięki temu Kiki drąży trudne i niewygodne tematy, często dochodząc do
prawdy.
Po drugiej stronie mamy Miguela
Felixa Gallardo granego przez Diego Lunę. Postać ta z początku wydaje się być
cicha, nieporadna i zahukana. W Felixie brakowało mi tej pewności siebie, którą
widziałam w Pablu Escobarze. Po czasie zrozumiałam, ze Gallardo jest inaczej
skonstruowaną postacią – działającą niepozornie, a skutecznie. Bohater grany
przez Diego Lunę przechodził w trakcie sezonu duża metamorfozę z ambitnego, acz
zagubionego policjanta do bezwzględnego przestępcy i narkotykowego bossa,
wykorzystującego ludzi do własnych celów i zysków.
Na uwagę zasługują również
postacie drugoplanowe – rodzina i wspólnicy Felixa. Swoją nietuzinkową postacią
ujął mnie Tenoch Huerta grającego Rafę, brata Miguela czy też Joaquin Cosio wcielający
się w wspólnika Don Padrino (Felixa) „Don Neto”.
„Narcos: Mexico” to wspaniały
początek historii o meksykańskich kartelach narkotykowych, które są obecnie są
jednymi z najbardziej groźnych grup
przestępczych. Mimo spokojnego początku czuć, ze akcja z każdą chwilą staje się
poważniejsza i groźniejsza. Decyzje i działania bohaterów pokazują w jaki
sposób narkotyki oraz kolosalne z nich zyski powodują degenerację człowieka i zanik
ludzkich uczuć. Z niecierpliwością
czekam na kolejne sezony w których to nie zabraknie emocji – tego jestem pewna!
Nie oglądałam serialu ale wszyscy polecają więc może się skuszę ;)
OdpowiedzUsuńPolecam, bo dla mnie "Narcos "trzyma poziom od pierwszego sezonu i zawsze ogląda się go z wypiekami na twarzy :)
Usuń